Obiecujemy sobie dużo, jak co roku. Psychologowie biją na alarm, ogłaszając na łamach kobiecych czasopism, że nie ma prawdziwych wakacji bez opuszczenia rodzinnego gniazda na krócej niż dwa tygodnie. A co, jeśli rodzinnym gniazdem jest nie tylko nasz dom, ale i szkoła, a opuszczamy ją na przeszło dwa miesiące (tak! nie na dwa tygodnie), bo tyle wolnego od szkoły ma nasze dziecko i…. my?

Sposoby na zapełnianie pustki

Świat moich koleżanek po fachu, choć nie tylko tych, to remonty, zaprawy owoców i warzyw na słotne dni, wojaże po Europie (to częściej) i poza nią (rzadziej). Są i te, które pakują do dwóch aut rodziców, dzieci i męża, który rozumie… i wyruszają w piękne, ale drogie wakacje, podczas których rozmawiać będą prawie na pewno po polsku. Gro nadal wybiera polskie morze. Jedno jest pewne: są szczęśliwe, bo wolność, jak mówi obiegowy, rocznicowy slogan, nie jest nam dana raz na zawsze. A wolność naszych dzieci od szkoły, tak na serio, raz w roku.

Moje koleżanki, Matki Polki, w tym roku wypełniają ambitny program wakacyjny. Niektóre z nich już wysprzątały niejedną przepastną szafę. Inne martwią się konsekwencjami istnienia zdublowanego rocznika i miejscem ich dzieci na rynku edukacyjnym. Jeszcze inne: pobiegły odebrać wyniki matur do szkół średnich swoich dzieci. Potem spotkały trzy inne koleżanki w jednej z najbardziej obleganych, lokalnych drogerii, by w końcu po rozmowach o wszystkim i z TYM dokumentem oraz naręczem niezbędnych pachnideł, środków czystości, dojechać do domu autem koleżanki. Jako pasażer.

Cenny dystans

Nie należę do kobiet, których fascynuje podczas wakacji spotykanie koleżanek z pracy w kinie, dyskoncie spożywczym czy drogerii. Należę do tych, które raczej schowają się między szpalerami półek czy wieszaków niż z radością porozmawiają z drugą o urokach wakacji w domu. Odpoczywam cała sobą, z moim dzieckiem, które również dystansuje się od szkoły i moim mężem, który odpoczywa od moich wrzasków, związanych z, jakżeby inaczej, szkołą i edukacyjnymi osiągnięciami nieletniej potomkini.

Za dużo słyszałam, by uwierzyć, że w tym odpoczywaniu jestem sama. Zbyt dużo słyszałam o zapaści polskiej szkoły, pracy nauczycieli, ministerstwa, a nawet polskiej rodziny. Wobec tego przyglądam się światu, wącham zapachy grillowanych karkówek, patrzę na kobiety w sklepach i na ulicach i jakbym ich nie widziała. Więc co robi Matka Polka, gdy jej nie widać?

Leży jak ja na kanapie i przerzuca oferty telewizji, bo w końcu ma czas, by bezmyślnie gapić się na zmieniające obrazy w pudełku telewizyjnym? A może rozwija zasób umiejętności kulinarnych, bo kubki smakowe dziecka chcą poczuć, jak smakuje domowy chlebek bananowy lub racuchy z owocami sezonowymi? A może siedzi w domu z koleżanką i z zestawem win w składziku, kilkoma butelkami raczej półsłodkiego, niekoniecznie nektaru? Który… zniknie i wszyscy będą wiedzieli gdzie? Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że właśnie od tego poniedziałku ma na prawdę wolne i pomimo tego, że to już trzeci dzień (sobota, niedziela, poniedziałek) ona zwyczajnie nie wierzy.
A przecież poranną kawę może wypić nie w biegu, może poczytać zaległe lektury z całego roku lub te, które przyniosła z biblioteki (znów poczuje luksus bycia nie każdym Polakiem, bo czyta, wbrew statystykom). Można też wyjechać.

Podobno, i tu znowu powołam się na opinie naukowców, wystarczy, że końcówkę wakacyjnego wyjazdu Matka Polka wypełni wyjątkowo przyjemnymi wydarzeniami – urlop może uważać za udany. Nie musi korzystać z pakietu udogodnień, wybitnych metod zapewniania kobiecie gwarantowanych przyjemności. Umysł zapamięta to, co wydarzyło się na końcu, a wspomnienia, wsparte tradycyjnymi seansami powakacyjnych zdjęć, mogą dać poczucie posezonowego luksusu jeszcze kilka tygodni dłużej.

I jeszcze jedno: jakkolwiek odpoczywa Matka Polka możemy być pewni, że nie zapomina o swoim posłannictwie. I nikt nie powinien negować przydatności jej wakacji. Skończą się szybciej niż ona myśli.